poniedziałek, 13 listopada 2017

Pierwszy miesiąc

A później nastały kolejne wspólne dni.
Pierwszy miesiąc totalnej miłości i zauroczenia.

Kiedy poznaliśmy dzieci niewiele mówiły, miały bardzo opóźniony rozwój mowy. Syn dodatkowo był bardzo wycofany emocjonalnie, więc nawet jak już się odezwał, to tak cichutko, że prawie nic nie rozumieliśmy.

Dzieci chciały wszystko robić razem.
Razem więc ścieliliśmy łóżka, razem robiliśmy śniadania, i razem po nich sprzątaliśmy. Przy okazji ucząc się nowych słów: talerz, łyżka, łyżeczka, widelec, nóż, szklanka... Zmywarka, zlew, kuchnia.

Razem wstawialiśmy pranie i razem je wywieszaliśmy. A przy okazji uczyliśmy się kolorów, nazw ubrań. Ty wybierasz czerwone, Ty wybierasz niebieskie, mama białe. To są skarpetki taty, to jest bluzka mamy, to jest spódnica córci, to są spodnie synka. A później razem to pranie przypinaliśmy spinaczami (po dłuugim czasie dowiedziałam się, że to odrębna forma terapii jest i nazywa się terapia ręki :)

Chodziliśmy na długie spacery, razem poznawaliśmy świat. Oglądaliśmy topniejący śnieg, później pierwsze pąki na krzewach i drzewach, pierwsze wiosenne kwiaty, rozwijające się liście... Śpiewaliśmy dużo piosenek w temacie, o wiośnie (Maszeruje wiosna), o Wielkanocy (Ale heca! Pusty grób). Jak teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że trochę mieliśmy takie zajęcia jak w przedszkolu, tylko w rodzinnej atmosferze i z połączeniem prac domowych, sprzątania, gotowania. I tak zostało na dłuższy czas...

Razem gotowaliśmy obiady. Dzieci uczyły się w ten sposób i warzyw i owoców i kolorów i piosenek (Ogórek, ogórek, ogórek, Witaminki...), ćwiczyły rączki. Czasami to wymagało dużo zachodu, jak podzielić prace, żeby każde dziecko miało swoją odpowiedzialność, a jednocześnie nie zrobiło sobie krzywdy. Chęć do wspólnego gotowania pozostała w naszych dzieciach do dziś. Często było też tak, że jak córka szła spać, kładłam się z nią (w weekendy), a syn z tatą przygotowywali, w wielkiej tajemnicy, obiad niespodziankę dla nas.

To było pełne wyzwań, bo nasz syn miał problemy z umiejętnością wcelowania, użycia odpowiedniej siły, wymierzenia odległości. Kiedyś gotowali wspólny obiad dla znajomych, wszystko było przygotowane, tylko syn miał dolać syropu klonowego do sosu. Dostał butelkę i wlewa. Ok. jeszcze trochę. Ok, jeszcze raz. Ok, to ostatni raz tyle samo i kończymy. I jak chlusnął :) To był najsłodszy sos jaki jadłam :D

W czasie gotowania śpiewaliśmy albo słuchaliśmy muzyki.

Często rysowaliśmy, a już najulubieńsze było malowanie farbami :)

To był piękny czas. Kończyła się zima. Zaczynała się wiosna. Wszystko było pierwsze.

1 komentarz:

  1. Opowiadaj dallej :) Te pierwsze razy z wlasnymi dziećmi sa niezapomnianym wrażeniem :)

    OdpowiedzUsuń